Dzisiejszy wpis będzie bardzo emocjonalny. Tak, ja – Jakub Wawer chciałbym podzielić się moimi wieloletnimi doświadczeniami w kontaktach z Wami przedsiębiorcami. Jeżeli w ciągu ostatnich dziesięciu lat prowadziłeś(aś) firmę to istnieje szansa, że kiedyś usłyszałeś(aś) mój głos przez telefon. Dlaczego do Ciebie dzwoniłem? Przyczyny mogą być dwie. Albo jako windykator chciałem, żebyś spłacił należności mojemu klientowi, albo jako handlowiec chciałem, abyś nigdy, przenigdy nie trafił na nierzetelnego kontrahenta. Te dwa wydawałoby się zgoła odmienne tematy natchnęły mnie, żeby podzielić się z Wami moimi przemyśleniami. Dlaczego jako windykator nigdy nie narzekałem na brak pracy? Dlaczego w dalszym ciągu wolimy bolesny proces leczenia, zamiast na spokojnie stosować profilaktykę? Jeśli jesteście ciekawi – zapraszam do lektury.

Panie Jakubie, pomocy! Mam dłużnika! Suk**syn śmieje mi się w twarz! Ciągle mówi, że nie ma pieniędzy, że czeka na przelew od inwestora. Ale ja wiem do cholery, że on te pieniądze ma! Na Boga, co możemy w tej kwestii zrobić?! Takie rozmowy zdarzały mi się bardzo często. Emocjonalne, nerwowe, często bardzo wulgarne. Nie byłem zdziwiony. To normalne, że czekając na duży przelew od swojego kontrahenta można stracić nerwy. Moje zdziwienie pojawiało się zazwyczaj z zupełnie innego powodu. Otóż przeglądając notatki z rozmów z tym konkretnym przedsiębiorcą trafiłem na następujący wpis: Pan ***** nie czuje potrzeby zabezpieczenia swojej firmy. Posiada stałych kontrahentów i twierdzi, że nie musi sprawdzać ich kondycji finansowej. Jak to?! Pół roku wcześniej dałby sobie rękę uciąć za swoich partnerów biznesowych, a dzisiaj dzwoni bo nie wie jak odzyskać ponad 200tys. złotych? Skąd taka nagła zmiana? Już tłumaczę…

Pół roku wcześniej pracując jako handlowiec w firmie „Krajowy Instytut Prawa Gospodarczego sp z o.o.” kontaktowałem się z wyżej wymienionym przedsiębiorcą. Rozmowa odbyła się w bardzo pogodnym tonie. Pan Zbigniew z dużym entuzjazmem wypowiadał się o funkcjonowaniu swojej firmy. Tłumaczył, że nie potrzebuje sprawdzać swoich kontrahentów. Wielokrotnie używał przymiotników takich jak: stali, zaufani. Reasumując – Pan Zbigniew w ogóle nie czuł potrzeby, aby wiedzieć czy jego kontrahent popada w problemy finansowe. Panie Jakubie, przecież nie raz wódkę żeśmy razem pili! A pięć lat temu jak Janek wpadł w dołek to głównie dzięki mnie z niego wyszedł! Nie ma mowy, żebym czuł z jego strony jakiekolwiek zagrożenie!  Tak brzmiał główny argument po którym po prostu odpuściłem. Wiedziałem, że nie ma szans, żeby ten konkretny człowiek skorzystał z mojej oferty. Raporty finansowe na temat jego klientów po prostu się temu facetowi nie przydadzą. Dlaczego zatem pół roku później Pan Zbigniew odezwał się do mnie? Problemem nie okazał się Pan Janek, mimo że to właśnie on zalegał mojemu klientowi pieniądze. Problemem był główny inwestor. Otóż właśnie główny inwestor zlecił wykonanie usługi budowlanej. Podwykonawcą został Pan Janek. „Podwykonawcą podwykonawcy” (tak, tak – chleb powszedni w Polsce) był Pan Zbigniew – mój niedoszły klient sprzed pół roku. Jak było dalej? Chyba nie trudno się domyślić. Inwestorem okazała się spółka, która powstała z myślą tylko i wyłącznie o tej konkretnej inwestycji. Zaraz po zakończeniu robót w wyżej wymienionej spółce ogłoszono stan upadłości. Co za tym idzie – problematyczne okazało się wypłacenie wynagrodzenia Panu Jankowi. Rykoszetem oberwał także mój klient – Pan Zbigniew, bo to właśnie z tych pieniędzy miały zostać zaspokojone jego roszczenia. Nie przedłużając – wieloletni przyjaciele (Pan Jan i Pan Zbigniew) stali się przeciwnikami. Inwestora w zasadzie nie ma (tzn. jest, ale działa pod zupełnie inną firmą – czyli tak, jakby go nie było), a Pan Zbigniew nie ma 200tys. złotych na koncie.

Jako handlowiec stanąłem przed przed bardzo trudnym wyborem. Pan Zbigniew tylko czekał aż wypowiem magiczne słowa: tak, uda mi się odzyskać Pańskie pieniądze. Będzie się to wiązało z kosztem **** zł, ale nie ma Pan się czego obawiać – na pewno będzie miał Pan tą kasę na koncie. Zamiast tego wybrałem szczerość. Oznajmiłem mojemu klientowi, że odzyskanie pieniędzy od spółki, która już nie istnieje będzie graniczyło z cudem. Dałem mu jednak do zrozumienia, że tej konkretnej wtopy dało się uniknąć. Wróciłem do rozmowy sprzed pół roku. Inwestor już wtedy znany był na rynku windykacyjnym jako firma, która ma problem z regulowaniem swoich należności. Wątpliwości budziły również powiązania inwestora z innymi spółkami oraz data założenia (była to bardzo młoda firma, powiązana z bardzo znaną grupą kapitałową). Już wtedy można było dojść do wniosku, że interes będzie należał do grupy tych z wysokiego ryzyka. Już wtedy pojawiały się pierwsze sygnały alarmowe.

Finalnie Pan Zbigniew zlecił odzyskanie swoich należności innej firmie windykacyjnej. Kilka miesięcy później okazało się, że „sprawa nadal jest w toku”. Rok później podczas rozmowy telefonicznej Pan Zbigniew powiedział mi, że wszystko jest na dobrej drodze! Mam już prawomocny nakaz zapłaty, teraz pójdzie z górki. Nie do końca tak to się jednak potoczyło. Wprawdzie Pan Zbigniew miał w ręce wyrok sądu, ale okazał się on być zupełnie bezużyteczny. Komornik uznał, że należności nie da się odzyskać, ponieważ dłużnik nie ma żadnego majątku….

Jaki z tego morał? Nie będę Wam narzucał swojego sposobu myślenia. Nie będę Was na siłę przekonywać, że po prostu TRZEBA sprawdzać swoich kontrahentów. Zadam jednak jedno pytanie – czy naprawdę warto zaoszczędzić te kilka złotych miesięcznie na dostępie do wartościowych informacji gospodarczych? Czy wystawiając faktury na kwoty, które przeciętny Polak pracujący na etacie może zgromadzić w 3-4 lata nie warto byłoby jednak wiedzieć nieco więcej na temat kondycji finansowej płatnika? Czy warto poświęcać swoje nerwy, zdrowie i przede wszystkim pieniądze kosztem oszczędności na informacji gospodarczej? Jak dużo musisz stracić, aby odpowiedzieć na to pytanie tak samo jak ja?

 

PS.

Chciałbym w tym miejscu polecić usługi firmy, która dała mi szansę na poznanie między innymi historii, którą właśnie skończyliście czytać. Krajowy Instytut Prawa Gospodarczego sp z o.o. to firma, która da Ci cenne informacje o tym, jak finansowo stoją Twoi kontrahenci. W jedym raporcie gospodarczym otrzymasz dane z ponad 50 źródeł. Dzięki temu pierwszy dowiesz się o zadyszce Twoich partnerów i zabezpieczysz się przed nieuniknioną wtopą. Zastanów się – czy informacja gospodarcza to coś na czym faktycznie chciałbyś zaoszczędzić?

Źródło zdjęcia: pixabay

Open Facebook